Jesteś tutaj

Chłop z jajami! Nieraz brał byka za rogi

Chłop z jajami! Nieraz brał byka za rogi

Autor: Agnieszka Pospiszyl (POS), Strzelec Opolski, nr 34 (683), str. 4

Alfred Anderwald wiedzie spokojne życie emeryta. Ma 84 lata, cieszy się całkiem niezłym zdrowiem. Jak twierdzi, kondycję zawdzięcza ciężkiej pracy. Od dziecka związany z gospodarstwem, jego rodzice prowadzili hodowlę krów i owiec. Praca przy zwierzętach zawsze sprawiała mu przyjemność. Może dlatego zdecydował się zostać kowbojem...
Choć po polsku zna niewiele słów, to czuje się Polakiem. W ojczyźnie nigdy nie był. Od urodzenia mieszka w Teksasie, w USA. Jego dziadek, Franz Anderwald, przed 160 laty wyemigrował z Kadłuba. Rodzina osiadła w małym miasteczku Bandera, a Alfred zapisał się złotymi zgłoskami w historii tej "stolicy kowboi".
- Wychowałem się na farmie. Od małego byłem pomocnikiem, takie przynieś, podaj, pozamiataj... - opowiada. - Konie, byki, kozy, owce, zawsze było tego dużo. Na koniu wszyscy jeździliśmy niemal od urodzenia. Gdy byłem nastolatkiem, zacząłem brać udział w rodeo. Początkowo dla zabawy, żeby ciekawie spędzić sobotnie wieczory.
W ciągu dnia walczył z kojotami, wieczorem Alfred Anderwald próbował swoich sił z bykiem.
- Były takie lata, że wilki i kojoty mocno przetrzebiły nasze stada - mówi. - Wysyłali nawet specjalnych rządowych łowczych, żeby zrobić z nimi porządek. Trzeba było walczyć o inwentarz, bo to było nasze życie. Zwłaszcza, że w domu poza mną było jeszcze 4 braci i 2 siostry. Typowa śląska rodzina. Przydało się tych kilka dolarów zarobionych na rodeo.
Gdy wybuchła II wojna światowa, Alfred Anderwald postanowił zaciągnąć się do służby wojskowej. Udało mu się, choć na niezbyt długo - na 67 dni.
- Jeszcze jako dziecko zraniłem się w prawe oko. Przez to mam bardzo małe pole widzenia. Przyzwyczaiłem się do tego, bez problemu dawałem sobie radę, ale urzędnicy armii amerykańskiej stwierdzili, że jednooki rekrut nie jest im do niczego potrzebny. Wróciłem na gospodarkę. Przyjąłem się do pracy na ranczu, które miało jakieś 3000 hektarów. Teraz ten teren to park krajobrazowy.
1948 to był pamiętny rok. Alfred Anderwald po raz pierwszy zdobył mistrzowski pas (a dokładniej sprzączkę do pasa) za jazdę na byku. To pierwsze takie odznaczenie w historii miasta Bandera.
- Mam ten pas do dzisiaj - zapewnia. - To nie były jedne zawody, ale cała seria. Rozgrywano je latem, jeśli dobrze pamiętam trwały 17 tygodni. Pod koniec lata byłem na drugiej pozycji. Wszyscy mówili, że jeśli uda mi się wystarczająco długo utrzymać na grzbiecie tego starego byka (nazywał się High Horn czyli Wysoki Róg), to powinienem zdobyć tyle punktów, żeby zająć pierwsze miejsce. Było ciężko, ale udało mi się poskromić to bydle. Wygrałem po raz pierwszy!
Po tym sukcesie Alfred Anderwald zaczął brać udział w zawodach rodeo jak Teksas długi i szeroki. Z większości przywoził laur zwycięzcy.
- Robiłem to dla przyjemności, zabawy z kolegami - zapewnia.
A potem mistrz ujeżdżenia byków spotkał Helen. Pobrali się w 1951 roku. Gdy kilka lat później oczekiwali narodzin swojego pierwszego syna, Alfred porzucił rodeo.
- Ale nie porzuciłem farmy. Pomagałem Bo Chessonowi prowadzić jego farmę i razem z bratem Frankiem (imię dostał po dziadku, który do Ameryki przyjechał z Kadłuba) prowadziliśmy ranczo Twin Elm - opowiada. - Dawno już tam nie pracuję, ale często odwiedzam to miejsce. Tam właśnie dwa lata temu spotkałem grupę Polaków, która przyjechała właśnie z okolic, skąd pochodzi moja rodzina. Na rodeo pojechałem popatrzyć, jak to robią młodzi, bo w tym sporcie niewiele się zmienia. Gdy zobaczyłem na otwarciu polską flagę, nie mogłem ukryć łez.
Rok później Polskę odwiedził krewniak kowboja-seniora, Tristion Adamson. Alfred Anderwald i babcia Tristona to rodzeństwo. Młody Teksańczyk, który nota bene idzie w ślady utytułowanego wuja, odwiedził m.in. Kadłub, gdzie spotkał się z rodziną Anderwald.
- Triston opowiadał, że mają świetne gospodarstwo. W tej rodzinie to chyba w genach jest zapisane, nieważne po której stronie oceanu się mieszka - śmieje się Alfred.
Ostatni raz mistrzowski pas rodeo Alfred Anderwald zdobył w 1953 roku, do dzisiaj pozostaje najbardziej utytułowanym mistrzem w historii Bandery.
W ostatnie dni maja w Banderze uroczyście otworzono tegoroczny sezon zawodów rodeo. Trzydniowa impreza poświęcona była Alfredowi Anderwaldowi, potomkowi emigrantów ze Śląska, który jest żywą historią rodeo w USA.

Autor: Agnieszka Pospiszyl (POS), Strzelec Opolski, nr 34 (683), str. 4
Przy pisaniu tego tekstu korzystałam z artykułu "CCRA dedicates rodeo to Alfred Anderwald" Carolyn B. Edwards, Bandera County Courier 24.05.2012.

Zdjęcia pierwsze, od góry: Alfred Anderwald i jego klamra Pasu, który Anderwald zdobył w 1948 roku na Mistrzostwach Hrabstwa Bandera Wysoki Róg - byk sławny na całym Dzikim Zachodzie jako postrach śmiałków, którzy usiedli na jego grzbiecie Alfred Anderwald z wypchaną głową tego zwierzęcia. Ta sprzączka do pasa to specjalne wyróżnienie za ilość zwycięskich jazd na tym okrytym złą sławą byku, początkowo znanym jako Wysoki Róg, a później: Wysoka Samotność - High Lonesome Alfred Anderwald od dziecka "wychowywał się" na końskim grzbiecie. Zdjęcie reklamujące ranczo "U Bar". Alfred Anderwald pręży muskuły, trzymając przednie nogi wierzchowca.

Zdjęcie drugie: Triston Adamson, krewniak Alfreda Anderwalda, który w 2011 roku odwiedził ziemię strzelecką.

kategoria: 
Rok: 

2012 C Romuald Kubik